Witam wszystkich i na początek tygodnia proponuję wpis z kategorii tych troszkę poważniejszych. Mowa dziś o gratisowych projektach bo jest to coś czego nie mogę zrozumieć. Podobnie jak w ostatnim wpisie o projektach ogrodów, podzielę się z Wami moimi przemyśleniami na temat wspomnianych „gratisów”.
Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że naprawdę nie rozumiem dlaczego ludzie w dobie XXI wieku ciągle wierzą, że ktoś im coś da za darmo. W dzisiejszych czasach nie ma nic za darmo i czym szybciej to zrozumiemy tym lepiej dla nas. Jednak na wielu stronach internetowych, ogłoszeniach, reklamach stale istnieją hasła w stylu „Oferujemy darmowy projekt przy jego kompleksowej realizacji”, „Zdecyduj się na współpracę z nami a otrzymasz projekt ogrodu w prezencie” albo „Do końca marca przy zamówieniu realizacji otrzymasz darmowy projekt ogrodu”. Niestety prawda jest też taka, że skoro takie ogłoszenia nadal istnieją to znaczy, że ludzie z nich korzystają i koło się zamyka. Chciałabym dzisiaj głośno i wyraźnie powiedzieć (jednak pozostaje mi tylko napisać więc czytajcie głośno;) ), NIE MA NIC ZA DARMO. Nie i już i nie ważne czy dotyczy to kupna czekolady z rzekomo gratisowym batonem, gazety z filmem czy właśnie projektu ogrodu. Ale trzymajmy się naszego tematu.
Zanim wyjaśnię Wam jak dokładnie wyglądają i na czym polegają „gratisowe projekty” napiszę dlaczego uważam, że przyzwoitość nakazuje, iż nie powinno się nawet myśleć o tym aby z takich ofert korzystać. Zacznijmy od tego, że architekt krajobrazu to człowiek jak każdy inny a projektowanie to jego praca taka sama jak gotowanie dla kucharza, sprzątanie dla sprzątaczki, budowanie dla inżyniera czy rozprawy sądowe dla prawnika. Jednak nie oczekujemy, że zjemy w restauracji za darmo, wchodząc do niej z góry zakładamy, ze wydamy określoną ilość pieniędzy. Do czego dążę…. Architekt krajobrazu to zawód jak każdy inny. Idziemy do pracy na 8h albo i więcej zależy od dnia i obowiązków do wykonania, musimy jakoś do tej pracy dojechać, korzystamy z komputerów i innych urządzeń wymagających energii elektrycznej, używamy materiałów biurowych, nasza praca jest w dużej mierze pracą umysłową a przy tym jak każdy inny człowiek musimy jeść, pić i w coś się ubrać a wszystko to kosztuje. Tworzenie projektu to w zależności od wielkości działki i wymagań klienta dość długi proces. Trzeba wziąć pod uwagę wiele aspektów, często rozwiązać jakieś problemy, poświęcić czas na obróbkę graficzną oraz dobór materiałów i roślin nie wspominając już skompletowaniu całego projektu dla klienta. Proces ten może trwać od miesiąca do pół roku, czasami i więcej bo jak wspomniałam wszystko zależy od wielkości działki i zdecydowania inwestora. Zatem nasuwa mi się proste pytanie – Kto o zdrowych zmysłach będzie robił to za darmo w dodatku dobrze, przykładając się do powierzonego zadania? Czy Wy byście pracowali za darmo nawet gdybyście lubili swoją pracę i przynosiła by Wam satysfakcję? Szczerze nie wydaje mi się…
Wróćmy zatem do owych gratisowych projektów. Ustaliliśmy już, że nie ma nic za darmo :) zatem jak to wygląda w praktyce, że firmom takie chwyty reklamowe się opłacają? Bo uwierzcie mi to nic innego jak chwyty reklamowe. Przede wszystkim, żeby dostać projekt ogrodu klient podpisuje umowę na realizację w końcu do tego ten gratis… Nie będę się rozwodzić na temat samego projektu, jego wyglądu czy sposobu opracowania bo z tym bywa różnie ale chcę zaznaczyć, że projekty te darmowe są tylko pozornie. Oczywiste jest, że koszt projektu przy kosztach jego realizacji to kwota proporcjonalnie niewielka. Firmy posługujące się takimi technikami maskują koszta projektu w późniejszej realizacji. Często nie tylko koszty projektu. Zdarza się, że klient dostaje propozycję cenową w której zaniżane są ceny niektórych usług względem usług innych firm co od razu dla klienta dobrze wygląda. Jednak w innych pozycjach kosztorysu takich jak zakup roślin, cena materiałów czy robocizny koszty są zawyżane ku nieświadomości klienta. W konsekwencji realizacja ogrodu wraz z rzekomym gratisowym projektem wynosi klienta mniej więcej od 20% do 50% więcej niż w innej firmie. I niestety ciężko będzie klientowi w trakcie takiej współpracy sprawdzić czy nie został naciągnięty gdyż z reguły ma już za sobą podpisaną umowę.
Nie chcę aby z tego wpisu wyszło, że generalizuję, wrzucając wiele firm do jednego worka bo wiadomo w życiu bywa różnie i będzie nas jeszcze długo zaskakiwało. Chcę jednak zaapelować o zdrowy rozsądek, podobnie jak wpisem o potrzebie tworzenia projektów, chcę podkreślić aby każda osoba, która myśli o zainwestowaniu w ogród dokładnie sprawdziła lokalne firmy, ich renomę i opinie. Poza tym kupno projektu nie zawsze musi od razu oznaczać zobowiązanie do jego realizacji. Ogród można po części wykonać samemu jeżeli ktoś ma na to ochotę i czas, bądź wystąpić do kilku firm o wycenę realizacji naszego projektu i porównać sobie oferty. W przypadku gdy ogród wykonuje inna firma niż ta która go projektowała możemy się zgłosić do architekta o nadzór projektowy dzięki czemu będziemy mieć pewność, że wizja została dobrze odwzorowana a realizacja nie mija się z projektem. Jest bardzo wiele możliwości i pozornie najprostsze rozwiązania nie zawsze są najlepsze.
Dziękuję, tym co przeczytali a wszystkich proszę, szanujmy na wzajem siebie i swój czas. Zachowajcie zdrowy rozsądek. Pozdrawiam i wszystkim życzę udanego tygodnia :)
Szanowna Pani Marto, znakomicie Pani podsumowala problem darmowych, czy jak Pani ladniej to ujela – gratisowych projektow. Wiele lat temu ukonczyalam IKTZ na SGGW, czyli z zawodu tez bylam architektem krajobrazu. Co zaskakujace, jak na architekta krajobrazu;-) nie lubilam grzebania w ziemi, a z samych projektow raczej sie nie dalo wyzyc. A moze nie bylam tak zamilowanym architektem… Kokosow, rzecz jasna, nie zrobilam, a praca w MPRO (Miejskie Przedsiebiorstwo Robot Ogrodniczych w W-wie) do reszty mnie zniechecila. Po paru latach zmienilam zawod na artyste malarza. Moj maz skonczyl ASP i zachecal mnie do rozwijania mojego artystycznego talentu. Talent talentem, ale z czegos trzeba zyc. Pani jest z duzo mlodszego pokolenia, ale moze slyszala Pani powiedzenie „zamienil stryjek siekierke na kijek” Sprzedawanie obrazow to bylo cos jeszcze bardziej abstrakcyjnego niz robienie projektow. Przyjaciele muzycy mieli jeszcze gorszy problem, bo przeciez tego co tworzyli nawet nie bylo widac. Tym niemniej jeszcze nie bylo najgorzej, sugestie oddawania prac za darmo obracalam w zart, poza tym byl to czas kiedy w sklepach byly pustki, a obrazy moje i mojego meza ladnie zapelnialy sciany. Z innych powodow niz ekonomiczne wyemigrowalismy do Kanady i tutaj poznalismy niewolniczy system pracy wolontariuszy. „Klienci” prawie sie obrazali gdy podawalismuy cene prac. Galerie komercyjne braly 40-50% marzy, a obecnie 60-70% to norma. Artysta musial dostarczyc dobrze oprawiona prace, wiec zaczelismy sami oprawiac, aby oprawa kosztowala nas taniej niz 30%. Niby pieniadze dostawalismy, ale w rzeczywistosci pracowalismy za poldarmo. Nam robiono reklame za pieniadze, ale od nas sie spodziewano uslug gratisowych. Grupy polonijne oczekiwaly, iz bedziemy pracowac za friko, bo przeciez „musimy sie popierac na obczyznie”(sic!) Pare lat temu moj maz zmarl nagle, a ja zdecydowalam sie na kolejna zmiane. Nieoczekiwanie dostalam propozycje pracy koordynatora w co-op-ie mieszkaniowym. Daleko od moich zawodow – i tego z wyksztalcenia i tego z umilowania, ale, o dziwo, lubie to. Praca nie jest monotonna, bo pracuje z ludzmi, i pierwszy raz nikt ode mnie niczego nie chce za darmo. W miedzyczasie zrobilam kurs na instruktora jogi. Moge prowadzic zajecia… gratis;-)
Nadal maluje, ale tylko dla wlasnej przyjemnosci:-) Trzeba miec szacunek dla samej siebie. Pozdrawiam serdecznie, Anna Luczak-Romaszewska