Postanowiłam podzielić się z Wami moim małym, prywatnym projektem. Mawia się, że szewc bez butów chodzi i często tak bywa, a ja nie chcę być przysłowiowym szewcem i postanowiłam wziąć się za swój mały ogródek. Tym samym mam przyjemność ogłosić, że jest to pierwszy wpis z cyklu „W moim ogródku”. Jest to moja misja specjalna i chodź dzisiejszy wpis trochę ponury to kolejne będą weselsze. Postaram się na bieżąco dokumentować i pokazywać Wam swoje poczynania.
Moje mieszkanie znajduje się na parterze, dzięki czemu jestem szczęśliwą posiadaczką kliku metrów kwadratowych terenu zieleni. Pytanie czy aby na pewno szczęśliwą? Owszem moje serce raduje się na myśl o ogromnym potencjale, jaki daje ogródek i wizji wiosenno-letnich dni nie ma końca, ale…. Teraz wygląda to biednie i nie mam ochoty patrzeć przez okno. Gdyby, chociaż zima była z prawdziwego zdarzenia i śnieg przykrył mi to wszystko pięknym, białym puchem.
Zacznijmy od początku…
Czuje się w obowiązku przedstawić Wam historię mojego ogródka :) Wcześniejsza właścicielka, jako starsza, samotna Pani była rozlubowana w amatorskich pracach ogrodniczych. Koniec końców w ogrodzie było pełno wszystkiego, a zza kwiatów, krzewów, odrobiny warzyw i wielkiej czereśni nie wiele było widać, a już w szczególności pseudo trawnika.
Wiem, że takie przestrzenie mają swój klimat, ale na wsi…. nie pod blokiem gdzie, nie oszukujmy się nie ma warunków do uprawiania ogrodu z prawdziwego zdarzenia i trzeba pamiętać o innych mieszkańcach bloku. Przepraszam Was, ale nie mam zdjęć z tego okresu, więc każdy może sobie to wyobrazić jak chce ;)
Przez rok ogródek był pozostawiony sam sobie, co doprowadziło do tego, że bez kontroli człowieka stał się przepraszam za określenie „chaszczolandem”. Dodatkowo sąsiedzi z wyższych pięter, ptaki oraz wiatr nie mieli skrupułów wyrzucać drobne śmieci do naszego ogródka.
A jak jest teraz ?
Do mieszkania wprowadziliśmy się z Panem D. niedawno, bo w listopadzie 2017 r. Priorytetem były prace remontowe wewnątrz i pozostawienie ogrodu jeszcze przez chwilę samego sobie. Mieliśmy zostawić prace ogrodnicze do wiosny jednak gdy D. zajmował się remontem ja ambitnie przed nadejściem zimy starałam się zrobić nieduże porządki, ale przyznam szczerze, że mnie to przerosło. Ziemia była już trochę stwardniała, nie posiadam jeszcze narzędzi i jedyny lichy szpadel wyginał się jak łyżka przy nakładaniu skostniałych lodów więc szybko opadłam z sił.
Ogródek jednak doprowadziłam do pozornego ładu i mam tylko jeden wniosek z tej mojej przygody. Potrzebuję pomocy fachowców. Nie myślcie sobie teraz „przecież nim jesteś”. Jestem projektantem nie ogrodnikiem, więc jak tylko pogoda pozwoli zaproszę ekipę, która przygotuje teren pod nasz nowy, mały, ale piękny ogródek.
Bugi tęsknie wypatruje wiosny albo chociaż śniegu, ja natomiast przez zimę mam czas, aby poważnie się zastanowić jak zagospodarować przestrzeń, ale o tym w kolejnym wpisie. Wiem jednak, że czas tak szybko umyka, że nim się obejrzę na drzewach pojawią się pąki, dlatego tych kilka miesięcy to doskonały czas na opracowanie planu działania.
Aktualizacja – W nocy spadł śnieg jak na życzenie, jest pięknie i biało :)
No to ja z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy i na wiosnę :)
Wiosnę już powoli czuć w powietrzu, więc zabieram się do planowania zmian w ogródku i mogę zaprosić na wpis z inspiracjami :) http://www.green-design-blog.com.pl/moim-ogrodku-cz-2-inspiracje/