Chester zwiedzone? No, chociaż na zdjęciach? To teraz jego niedalekie sąsiedztwo przed Wami :) Szum morza i plaże walijskiego wybrzeża czekają! No i trochę górskiego trekkingu.
Panorama Liverpoolu
Któregoś dnia pojechaliśmy w stronę Liverpoolu (z Chester), zaparkowaliśmy przy dużym polu golfowym i poszliśmy polną drogą. Nie wiedzieliśmy co nas czeka- widać jedynie to pole golfowe, a w golfa nie gramy. Weszliśmy w gąszcz krzaków i drzew. Doszliśmy do ścieżki, która jak widać, wygląda na często uczęszczaną. Prowadzi ona do punktu, skąd można zobaczyć panoramę Liverpoolu ( w bezchmurny dzień nawet morze). Na mnie większe wrażenie zrobiła droga do tego punktu. Strome ścieżki, kamienne zbocza, karłowate, powykrzywiane drzewa, terenowe schody, kładki i przepaście. Można podejść do krawędzi i pod nami widać ścianę ze skały, w dole drzewa i dalej ciągnący się równinny teren. Po drodze mijaliśmy wiele ławeczek, tablic informacyjnych i oznaczonych szlaków. Ludzi minęliśmy dosłownie kilkoro, chociaż było to weekendowe popołudnie. Miejsce na trekking wymarzone. Pamiętajmy jednak o dobrych (i przyczepnych) butach. Z tej „wyprawy” wróciliśmy ubłoceni i zmęczeni, ale bardzo zadowoleni- warto było! :)
Talacre
Znalezione na google maps zdjęcia doskonale pokazują, jak duże są przypływy. Dodatkowo załączam Wam mapkę, aby łatwiej było się zorientować, gdzie znajdują się opisywane plaże.
Na plaży w Talacre byliśmy przy pierwszej naszej wizycie. Kolejna zapowiadała całkiem odmienny nadmorski krajobraz walijskiego wybrzeża. Na hasło „góry nad morzem” byłam gotowa w przeciągu minuty do wyjazdu. Spakowaliśmy się w auto i pojechaliśmy na północny wschód od Chester. Równinny krajobraz zaczął się zmieniać w bardziej górzysty. Gdy zaczęły się pojawiać co raz to większe wzgórza pojawił się też tunel, za którym trasa biegła już wzdłuż plaży (przy większych falach woda potrafi pojawiać się również na jezdni, informowały też o tym przydrożne znaki). Trasa więc przednia: po lewej wzburzone morze, po prawej ściana z litej skały. Widoki piękne. Morze tego dnia miało kolor ciemnozielony. Niedługo potem skręciliśmy w boczną uliczkę w miasteczku o nazwie Penmaenmawr. Jechaliśmy wąskimi i niesamowicie krętymi uliczkami, na szerokość jednego samochodu (większego-za złożonymi lusterkami). Po dwóch stronach tej ścieżki kamienne ogrodzenia na ok 2 m wysokości. Za ogrodzeniami domki, i całoroczne i wczasowe. A co jak coś będzie jechało z przeciwka? Co jakiś czas pojawiały się niewielkie zatoczki. Kiedy domy i ogrodzenia już się skończyły, pojawiały się… owieczki. Koniec trasy, zostawiliśmy nasze „terenowe” auto i dalej poszliśmy pieszo ścieżką, zostawiając nasze auto pod opieką rozbeczanego stadka.
Sąsiednie szczyty zaczęły zakrywać chmury, pędzące w naszą stronę razem z porywistym wiatrem (i deszczem). Po drugiej stronie roztaczał się widok na ciemne morze, półwyspy, zatoczki, miasteczko i wijące się drogi. Na szczycie góry były pozostałości miejsca, gdzie byli bądź spotykali się druidzi (może i Panoramix). Ułożony kamienny krąg z wyznaczonym wejściem. Spłoszeni nadciągającym deszczem zaczęliśmy schodzić, obierając za kolejny cel plażę. Tutejsza plaża była diametralnie inna od tej w Talacre, która była szeroka, piaszczysta i łagodna. Ta zdecydowanie była bardziej stroma, krótsza i kamienista (tyle pięknych kamieni).
Podczas obu wizyt lądowałam na lotnisku w Liverpoolu, i wiecie co? Nie miałam jeszcze okazji go zwiedzić, ani trochę, mimo wielu pochlebnych opinii i zachęt. Może następnym razem, który mam nadzieję nastąpi w bliskiej przyszłości :) Może macie jakieś propozycje?